10 lat radości (2002)
15 czerwiec 2002
Wierzymy kronikarzom i dokumentom. Rzeczywiście minęło już 10 lat, odkąd w życiu uczelni, a wkrótce w życiu muzycznym kraju, pojawiło się zjawisko pt. Chór Kameralny Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza i jego twórca Krzysztof Szydzisz. Wielokrotnie, także na naszych łamach, mieliśmy okazję przyglądać się rozwojowi tego fenomenu. Podziwiać zapał i wytrwałość, śledzić kolejne. błyskotliwe sukcesy - w kraju i poza nim, gratulować laurów. Fascynować się sztuką śpiewaków i ich umiejętnościami organizatorskimi podczas „Universitas Cantat", suwerennego dzieła chóru.
W czerwcową sobotę (15.VI) w Auli zbilansowano tę dekadę. Muzyką i wspomnieniami. Już w foyer, zachęcała do retrospekcji wystawa fotografii, wycinków prasowych, dyplomów. Również z ekranu, umieszczonego na estradzie, przypomniano, zatrzymane w klatkach taśm filmowych, epizody wspaniałej przygody. Radości wspólnego muzykowania. Bycia razem - na próbach, na tysiącach prób, w gali koncertów i w chwilach po nich - momentach relaksu, wypoczynku. Wypowiedziano też wiele słów. O trudnych narodzinach. o „ojcu chrzestnym" rektorze Stefanie Jurdze, który zrazu nie ukrywał wątpliwości, czy to nie jedynie słomiany zapał pcha inicjatorów nowej grupy śpiewaczej, tworzącej konkurencję Chórowi Akademickiemu. W końcu podpisał zgodę i tym samym otworzył drogę do - jak stwierdził w mowie jubileuszowej - szlachetnej rywalizacji. Jej owoce - dodajmy - zjadają obydwa zespoły, a nam, słuchaczom, serca rosną pod wpływem wrażeń, jakich oba nam udzielają. Lawina podziękowań spływała więc z obu stron. Zasłużone serdeczności zbierał chór i jego kantor. Ale także - w imieniu całej uniwersyteckiej wspólnoty, do której je adresowano - rektor Jurga. Za 10 lat wspierania zespołu dobrym duchem, rzeczywistą pomocą i materialnym wsparciem. Pod adresem rektora - elekta, obecnego na sali prof. Stanisława Lorenca, kierowano nadzieje na kolejną dobrą dekadę.
Piękne zaś, nade wszystko, było jubileuszowe śpiewanie. Krzysztof Szydzisz przygotował - jak zwykle - bardzo trudny i bardzo ambitny program, tylko częściowo znany z poprzednich występów. Miał jeszcze dodatkowy powód, by popis wypadł jak najlepiej; był to mianowicie dla niego element egzaminu w ramach habilitacji artystycznej, oceniany przez komisję profesorów - chórmistrzów z różnych stron Polski. Koncert, rozpoczęty wesołą, ludową piosenką E. Burego „Bystra woda", miał główną (niestety - odrobinę za długą!) sekwencję w postaci muzyki sakralnej a'eappella. Słuchaliśmy, przepojonych modlitwą, dzieł mistrzów obcych i polskich, dawnych i współczesnych. Anglik Pureell, Irlandczyk Stanford, Hiszpan Sors, Norweg Grieg, Francuz Jannequin, Szwed Jennefelt, a pośród nich rodacy - Żółtowski z przejmującą ,,Victimac Paschali Laudes" i Szeligowski z „Regina Coeli": kunsztowne, niekiedy wręcz wyrafinowane utwory, zapewne świetnie ilustrujące wysoki poziom wykonawczy chóru i mistrzowskie umiejętności interpretacyjne jego dyrygenta. Ale kameraliści - o czym także wiemy - doskonale czują się również w lżejszym repertuarze. Po „Radości" Twardowskiego i _Dumce" Chopina w oprac. Koszewskiego, zabawili nas oktetem Rossiniego (czyżby „Novej Gaudii" J. Sykulskiego też wyrastała konkurencja?) oraz chóralnymi wersjami uroczych piosenek Wasowskiego i Przybory z „Kabaretu Starszych Panów".
Po przerwie młody jubilat powiększył się o grono byłych śpiewaków, którzy sporą gromadą dotarli na urodziny. Na estradzie zasiadła też orkiestra studencka Akademii Muzycznej i oto zabrzmiała „Messa di Gloria", młodzieńcze dzieło Giacomo Pucciniego. Promieniujące radością, dobrze przystające do atmosfery benefisu. Partie solowe zaśpiewali Jakub Jarmuła i Jaromir Trafankowski, a maestro Szydzisz przedstawił się swym egzaminatorom i nam, jego wiernym od 10 lat słuchaczom, także jako wrażliwy kreator muzyki dużych form. Dziękujemy i gratulujemy!
Romuald Połczyński