Życie o smaku peanut butter – relacja z pobytu Chóru na Florydzie 25.10.2016 r. - 12.11.2016 r.
11 listopada 2016 r.
port lotniczy Adolfo Suárez Madryt-Barajas
godzina bliżej nieokreślona
Siedzimy na lotnisku w Madrycie. Dookoła ludzie z walizkami, z wózkami, panie sprzątające, kolorowe napisy. Niestety żadna z liter, żadna z cyfr, a tym bardziej żadna z pań nie zapowiada rychłego powrotu do domu. Ruch umiarkowany jak na halę odlotów, a mamy już nieco wprawy w takich diagnozach – to już drugie nasze lotnisko tej doby, czwarte – w przeciągu trzech ostatnich tygodni, a w niedalekiej przyszłości zapowiadają się dwa kolejne. Samolot odlatuje bez nas. Nadzieje na polską kuchnię nikną za horyzontem. Pozostaje nam hamburger, czekanie, wspominanie i prezydent Trump. Wracamy ze Stanów.
Laterne, laterne…
Święty Marcin, który jest patronem dzieci, nie mógł przegapić dorocznego święta ku Jego czci, w ramach którego 10 listopada rzesza najmłodszych parafian z kościoła w Coral Gables przeszła z kolorowymi lampionami i śpiewem na ustach ulicami miamskiej dzielnicy. Wraz z dziećmi – tym razem zamiast pochodu poznańską ulicą Święty Marcin i zajadania się świętomarcińskimi rogalami – trasę tę przemierzyliśmy my – podróżnicy, poszukiwacze tonacji, reprezentanci Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu: Chór Kameralny UAM, który niejeden kraj już przemierzył i do niejednego wyzwania się przymierzył. Ich geh mit meiner Laterne i Sankt Martin – zaśpiewaliśmy, tym razem zgłębiwszy tajniki języka niemieckiego. Jest też św. Marcin patronem hotelarzy. I trzeba przyznać, że podczas całego naszego pobytu na Florydzie – sprzyjał nam. Możemy to stwierdzić, wspominając zarówno zakwaterowanie w położonym o kilka kroków od Oceanu Atlantyckiego hotelu Pierre, jak i pobyt w umiejscowionym w samym centrum Miami Beach Hi Hostel. Przede wszystkim jednak serca nasze zdobył obfitujący we wszelkie udogodnienia hotel La Quinta w Tampie, w którym zawsze witały nas gorąca kawa i herbata, a nawet… pluszowa żyrafa. W podróż za ocean wyruszyliśmy wyposażeni w nowe chóralne stroje – m.in. w T-shirty z logo zespołu oraz w koszulki promujące nasze miasto – Poznań. Święty Marcin jest bowiem również patronem krawców.
Święty Patryk, krewny świętego Marcina
Nasz wyjazd do Stanów Zjednoczonych towarzyszył dyplomatycznej wizycie nowo zaprzysiężonego Rektora UAM, prof. Andrzeja Lesickiego oraz byłego Rektora, prof. Bronisława Marciniaka na Międzynarodowym Uniwersytecie na Florydzie. Trasa koncertowa odbyła się także dzięki uprzejmości chórów z Florida International University oraz z University of South Florida, którym w tym miejscu chcielibyśmy złożyć serdeczne podziękowania – za współpracę organizacyjną oraz za wspólne śpiewanie. Trzeba nadmienić, że nasz pobyt w USA nie byłby tym samym, gdyby nie gościnne przyjęcie przez społeczność kościoła w Coral Gables (a zwłaszcza zawsze dla nas życzliwej Yvonne, której zawdzięczamy ostatni nocleg pod niebem Miami – i to dzięki Niej właśnie, nie dosłownie, lecz w otoczeniu wspaniałych rodzin i w atmosferze serdecznych rozmów).
W trakcie tournée koncertowaliśmy w Miami oraz w Tampie. Dodatkowo – jak to podczas chóralnych podróży bywa – miliony razy w sytuacjach nieoficjalnych: w parkach, na łodziach, w autobusach, w kościołach przy okazji zwiedzania, w hotelowych recepcjach, w pokojach… Wielkimi literami zapisze się w naszej pamięci koncert 4 listopada w kościele Saint Patrick w Miami Beach – podniosła, pełna skupienia aura recitalu i nasza ulubiona Misa a Buenos Aires wykonana wespół z Chórem Koncertowym FIU. Nie ukrywamy też, że mobilizowała nas obecność wśród publiczności obydwu rektorów… Zupełnie odmiennym, choć także ważnym wydarzeniem był długi, dwuczęściowy koncert na uniwersytecie w Tampie – obszerny repertuar, olbrzymia scena z możliwością zmiany akustyki, ruch sceniczny, a na widowni nowo poznani przyjaciele z USF!
Ybor, Uber i Wybór
Zobowiązania koncertowe, ale też i plany turystyczne skłoniły nas do bliższego przyjrzenia się ofercie bardzo popularnej w Stanach Zjednoczonych firmy transportu samochodowego, z której usług przez cały wyjazd regularnie korzystaliśmy, dostając się w najróżniejsze zakamarki Florydy, a jednocześnie jeżdżąc za niewielkie pieniądze takimi samochodami, na które może nam już nigdy nie być dane nawet popatrzeć. Na dłuższe trasy wybieraliśmy autokar, czasami katamaran, a zdarzyło nam się także przemieszczać poduszkowcem oraz zabytkowym tramwajem. Na tę okoliczność śpiewaliśmy No i jak tu nie jechać? I jechaliśmy, bo święty Marcin jest też patronem podróżników. A zwiedziliśmy sporo. W Miami karmiliśmy ryby w ogrodzie botanicznym, tańczyliśmy salsę w klimatycznej dzielnicy Little Havana, fotografowaliśmy piękne murale, zwiedzaliśmy kampus akademicki, staliśmy w korku, umożliwiając przejazd Hilary Clinton…W Tamiami mogliśmy poczuć się jak mieszkańcy wioski indiańskiego plemienia Miccosukee. Po osobliwościach tego miejsca oprowadzał nas niezastąpiony przewodnik polskiego pochodzenia – Roch Kołodziej. Dzięki niemu poczuliśmy na własnej skórze, czym jest ryzyko. Najpierw – biorąc na ręce prawdziwego aligatora, a później – zwiedzając prawdziwie amerykańskie kasyno. Całodniowa wizyta na Key West pozwoliła nam pospacerować pełnymi uroku uliczkami nadmorskiej miejscowości (zobaczyliśmy w niej m.in. dom Ernesta Hemingwaya), a także oddać się nieznanej dotąd wielu z nas przyjemności nurkowania w otoczeniu rafy koralowej. W Tampie zwolennicy górskich kolejek i ekstremalnych przeżyć sprawdzili, jakie atrakcje oferuje osławione Busch Gardens – reszta z nas udała się na zwiedzanie śródmieścia i założonej przez producentów cygar dzielnicy Ybor. Ostatnie plażowanie za rządów Baracka Obamy uskutecznialiśmy w słonecznym Clearwater.
Warto bowiem zaznaczyć, że nasz pobyt w Stanach Zjednoczonych pozwolił nam po trosze uczestniczyć w ważnych dla Amerykanów momentach. Nie tylko mogliśmy na własne oczy ujrzeć, jak obchodzi się w USA Halloween, ale także byliśmy świadkami najbardziej chyba medialnych na świecie wyborów prezydenckich i towarzyszących im emocjonujących wydarzeń, rozmów, komentarzy wygłaszanych przez zwykłych obywateli.
Let’s go Heat!
Hymn Stanów Zjednoczonych zabrzmiał dla nas jednak nie przy okazji wyborów, lecz podczas meczu koszykówki, na który wybraliśmy się z zapałem godnym prawdziwych kibiców. Z podziwem oglądaliśmy widowisko: Miami Heat kontra Sacramento Kings – nie tylko dla poznania osiągniętego przez zawodników po długich zmaganiach wyniku 108 do 96, ale także dla przesiąknięcia niezwykłą atmosferą amerykańskiego basketballu: przebywania na arenie z prawdziwego zdarzenia, tańca cheerleaderek, fajerwerków, żywiołowego komentowania i dopingowania, sklepików ze sportowymi pamiątkami. Sami podczas podróży na Florydę paraliśmy się co najwyżej siatkówką bądź porannym bieganiem.
Kulturową nowością były też dla nas występy w kościele w Coral Gables. Pierwszy z naszych amerykańskich koncertów był właśnie oprawą protestanckiego nabożeństwa w Zjednoczonym Kościele Chrystusa w przeddzień katolickiego dnia Wszystkich Świętych. Zetknięcie się z tradycją i pobożnością dotąd znaną raczej z zagranicznych filmów pozwoliła nam dostrzec różnorodność, a z drugiej strony – z uznaniem spojrzeć na zamiłowanie parafian do zrzeszania się i wspólnego muzykowania.
My natomiast mogliśmy pomuzykować wspólnie z chórem z Florida International University, kiedy to przed jednym z koncertów dyrygenci obydwu zespołów zorganizowali solidną zbiorową próbę, podczas której chóry zarówno zmierzyły się z repertuarem wykonywanym razem, jak i zaśpiewały kilka utworów dla siebie nawzajem. Taką „próbę sił” albo też „bitwę na głosy” odbyliśmy również z chórami z University of South Florida podczas zapoznawczego spotkania w jednej z uniwersyteckich sal. Tak zawiązane kontakty rozwijały się podczas rozmów pokoncertowych i wieczornych tańców.
Cola we wszystkich smakach
Święty Marcin jest patronem młynarzy, a pieczywa w Stanach nie brakuje. Szkoda, że głównie tego niezdrowego. Wczuwając się w klimat, jadaliśmy kaloryczne śniadania, popijając ogromne kanapki z jajkiem i bekonem pyszną caffé americano. Przebojem wyjazdu były chipsy w tubach oraz słodycze wszelkiego typu – najczęściej nadziewane masłem orzechowym. Burger z colą o każdym smaku, jaki można sobie wymarzyć, chop-chop, pita, tacos albo pizza – to nasze dania obiadowe. W sposób szczególny wspominamy uniwersytecką stołówkę w Tampie, zapewniającą smaczne i absolutnie sycące posiłki ze wszystkich stron świata.
Time’s Up
Czas naszego pobytu na Florydzie miał wiele polskich akcentów. Począwszy od poznania przewodnika – Polaka, poprzez rozmowę z pianistką o polskich korzeniach, akompaniującą chórowi z USF, wzruszające spotkania rodzinne naszych chórzystek aż po wizytę u Konsul Honorowej RP Blanki Rosenstiel. Cieszymy się, że mogliśmy jako chór po raz kolejny udać się za ocean. A warto wspomnieć, że ostatni raz w Stanach Zjednoczonych koncertowaliśmy w roku 1999!
Tym razem pewnego wieczoru miło spędziliśmy czas podczas chóralnej gry w Time’s Up. Wśród haseł nie było wprawdzie słów: „wielka przygoda”, jednak prawdą jest, że z wydarzeń, ludzi, słów i muzyki utkaliśmy kolejną piękną wspólną podróż. A święty Marcin jest także patronem tkaczy.
(tekst: Anna Komendzińska)
fot. Michał Kaźmierczak, Mateusz Komendziński, Aleksandra Janus, Szymon Kałuża
Relacja z pobytu Chóru na Florydzie (25.10.2016 r. – 12.11.2016 r.)
fot.: Michał Kaźmierczak, Mateusz Komendziński, Aleksandra Janus, Szymon Kałuża